Włożyłam
ananasa do wózka i w myślach zaśpiewałam triumfalną melodyjkę. Nareszcie będę
mogła zrobić koktajl ananas-mango. Mam przepis od kilku miesięcy, ale wewnętrzny
leń nigdy nie pozwolił mi go wykorzystać. Teraz jednak dziękowałam w duchu
Lucy, która wręcz wykopała do supermarketu i sporządziła listę zakupów. Tak
wyszło, że akurat sobie o tym przypomniałam. I proszę - ananas jak z etykietek
puszek.
Nucąc
pod nosem motyw przewodni Piratów z
Karaibów, który leciał wczoraj w telewizji, ruszyłam dalej, jednocześnie
spoglądając na listę. Musiałam wziąć jeszcze nutellę, ponieważ Lucy jest od
niej uzależniona. No dobrze, ja też. Ale ja się nigdy do tego głośno nie przyznam,
więc możecie mnie nazywać Nutello-skrytożercą.
W dziale ze słodyczami nadal męczyła mnie melodia Hansa Zimmera i w sumie chichot,
który usłyszałam za swoimi plecami specjalnie mnie
nie zdziwił. Odwróciłam się, gotowa bronić swojej godności i muzyki kinowej, i zauważyłam dość rosłego mężczyznę opierającego
się o filar. Był ubrany całkowicie na czarno, co kontrastowało z jego jasną
czupryną. Miał niesamowicie niebieskie
oczy. Kiedy w nie spojrzałam, pierwsza rzecz, jaka przyszła mi na myśl, to lodowiec. Taki zimny, spokojny odcień błękitu. Jego
kości policzkowe były wysokie, a na ustach widniał uśmieszek. Gdybym miała
jakiekolwiek wątpliwości do tego, kto się śmiał, to zniknęłyby w następnej
sekundzie.
– Zawsze nucisz tandetną muzykę z kiepskiego filmu,
kiedy robisz zakupy? – zapytał, odbijając się stopą od filaru. W ręku trzymał
czerwony koszyk, co komicznie wyglądało w połączeniu z jego dość niebezpiecznym
wyglądem.
Odgarnęłam
grzywkę z oczu i wyprostowałam się. Koleś był ode mnie sporo wyższy, ale nie
zamierzałam wyglądać na przestraszoną, albo
coś w tym rodzaju. Spokojnie sięgnęłam po duży słoik nutelli.
– Zazwyczaj śpiewam tandetną muzykę z kiepskiego
filmu, ale dzisiaj postawiłam tylko na nucenie – odpowiedziałam i wsadziłam
słoik do wózka. W jego oczach błysnęło rozbawienie i zrobił kilka kroków w moją
stronę.
– A czy zazwyczaj używasz sarkazmu w swoich
wypowiedziach? Bo muszę ci powiedzieć, że to niegrzeczne. – Teraz dzieliła nas odległość metra. Z niewiadomych
przyczyn, nagle zaczęłam się denerwować. Do cholery, Ella! Przestań świrować z powodu jakiegoś nieznajomego,
straszliwie wkurzającego przystojniaka! Potarłam nerwowo dłońmi.
–
Niegrzeczne jest także śmianie się z innych – odparowałam i chwyciłam rączkę od
wózka w celu jak najszybszego odjechania stąd. Niestety, nie przewidziałam
przeszkody na drodze.
Pan
Irytujący postanowił pobawić się w szlaban, zakaz wjazdu lub cokolwiek innego.
Zasłonił mi
przejazdi tym sposobem znów miałam przed oczami jego wkurzający
uśmieszek.
–
Nie mówiłem nic o tym, że jestem grzeczny – spojrzał się na mnie, a ja poczułam gorąco na
policzkach od tej dwuznaczności. Cholera! Nie zarumieniłam się od liceum i tej pamiętnej
wpadki z Brucem Terrym i woźnym!
Nie
zauważyłam momentu, w którym podniósł słoik mojej kochanej nutelli i pomachał mi nim przed nosem.
– Nie powinnaś tego jeść, bo za gruba będziesz.
Patrząc po twojej figurze, prawdopodobnie masz szybką przemianę materii, ale co
za dużo to nie zdrowo. Na przykład tyłek masz dość duży.
Że co?! Stanęłam jak zamurowana, nie wiedząc
co począć.. Miałam ochotę mu zdrowo przyp… em, przywalić, ale nie zrobię
tego na oczach tylu ludzi. Zaczęłam analizować, co
mnie najbardziej zszokowało. To, że przepowiadał mi okrągłą przyszłość, czy ten, że
gapił się na moje tyły?
Zamiast
użyć ręki, postanowiłam po prostu go zignorować i zawrócić. Chciałabym jak
najszybciej znaleźć się w domu. Gdybym siedziała tam tak jak dotąd, to nigdy bym go
nie spotkała. Cholerna Lucy, dlaczego akurat dzisiaj wysłałaś mnie na zakupy? Irytujący odczytał moje zamiary i natychmiast podążył za mną, nawet kiedy skręciłam w alejkę z podpaskami
i tamponami. Kurde, miałam nadzieję, że to cokolwiek pomoże.
–
Ej, nie uciekaj. Lubię duże tyłki. Uwierz mi takie są najlepsze. Oczywiście, bez przesady, ale
twój wydaje się być idealny, więc…
– Skończ! – warknęłam, jednocześnie odwracając się
do niego i przerywając tą jakże interesującą wypowiedź. Miałam go serdecznie
dosyć, a nawet nie znałam jego imienia. Chociaż Irytujący pasował mu jak ulał.
– Byłabym ci wdzięczna, gdybyś zostawił mnie w spokoju i poszedł być dupkiem
gdzie indziej.
Nie
czekając na odpowiedź ruszyłam do kasy. Byle
do domu, byle do domu…
–
Wcale nie masz mnie za dupka. Po prostu wyrażam swoją opinię i uważam, że w tym momencie przesadzasz. Nie
powiedziałem niczego obraźliwego. Przeciwnie, sprawiłem ci nawet kilka komplementów
– powiedział poważnie, stając za mną przy kasie. Boże, zacznę chodzić do kościoła, nawet modlić się co
wieczór, tylko niech on sobie wreszcie pójdzie!
Jasne,
że nie powiedział nic obraźliwego. Przecież jestem przyzwyczajona do słuchania
tylu uwag dotyczących moich czterech liter. Pewnie od razu widać, że ludzie codziennie
mi prawią takie „komplementy”. Panie, skąd żeś się pan urwał? Z
planety seksistowskich mięśniaków?
–
Ależ ze mnie szczęściara – wymamrotałam i wyłożyłam produkty na taśmę.
Usłyszałam jego śmiech, po czym – jak zakładam – zrobił to samo.
–
Używasz zdecydowanie za dużo sarkazmu – rzekł nad uchem. Nie odwróciłam się, nadal stosując
taktykę „zero zwracania uwagi”. Zacisnęłam zęby, dusząc w sobie
jakąś kąśliwą uwagę i zwróciłam głowę w kierunku ekspedientki. Wypowiedziała
kwotę do zapłacenia, a ja zaczęłam szukać swojego portfela. Akurat teraz
postanowił ukryć się w najciemniejszym zakątku torebki!
Nawet
nie zdążyłam zareagować, a koło mojego policzka pojawiła się ręka z banknotem.
Spojrzałam na Irytującego, jak na idiotę.
–
Nie pozwolę ci za mnie zapłacić – powiedziałam i spróbowałam odsunąć jego
kończynę. Niestety, nie zdążyłam, bo sprzedawczyni nic nie zrobiła sobie z
mojego sprzeciwu i przyjęła pieniądze. Po chwili było
już zapłacone, a nie wydałam nawet centa.
Spakowałam
zakupy i wyszłam jak najszybciej przed sklep. Pomyślałam, że jeśli cokolwiek
mam wyjaśniać, to nie zrobię tego w środku. I tak już wyprawiliśmy niezłą scenkę. Wyjęłam portfel z torebki, bo akurat jakimś
cudem się odnalazł. Po chwili wyłoniła się blond czupryna Irytującego, z
przyklejonym uśmieszkiem. Gdy do mnie podszedł, wcisnęłam mu do ręki banknot i
szybko schowałam portmonetkę do torby.
–
Dzięki, ale nie musiałeś płacić. Mam pieniądze i nie potrzebuje twoich – oznajmiłam
twardo.
Patrzył
przez jakiś czas raz na mnie, raz na papierki w swojej dłoni. Po chwili
pokręcił głową i rzekł:
– Zapłaciłem, bo czułem, że jestem ci to winny.
Wyglądałaś na urażoną moimi uwagami, więc stwierdziłem, że ci to wynagrodzę.
Spojrzałam
na niego jak na kosmitę. What? Miał zmienne
nastroje jak kobieta podczas okresu. Może powinnam upewnić się co do jego
płci…? Nie, stop. Jasne, że był facetem, inaczej nie
gapiłby się na mój tyłek.
–
Nie nadążam za tobą. – Przewróciłam oczami. Że co, to teraz ja byłam tą złą, bo nie chciałam przyjąć tak hojnego daru? O
nie, kochany. – Ale powtórzę tak żebyś ty nadążył. Nie potrzebuję twoich
pieniędzy. Dzięki za to i w ogóle, ale ja muszę spadać, więc…
Po
raz kolejny dzisiejszego dnia spróbowałam odejść i po raz kolejny zostałam
zatrzymana. No to już zaczynało robić się nudne…
– Dobra, zatrzymam to – wskazał na banknot w swojej
dłoni – ale weź mój numer. Jestem ci winny jedną rzecz, a ty będziesz mogła się
tak ze mną skontaktować. Dzwoń, kiedy będziesz chciała.
Powiedział
to, po czym wręczył mi wizytówkę. Spojrzałam na nią podejrzliwie.
Matthew Lane
Flying
Papers
Matthew
Lane? Gdzieś to słyszałam… i ten napis. Flying Papers. Co to jest? Chciałam go zapytać, ale kiedy
podniosłam wzrok, już go nie było. Zupełnie jakby się rozpłynął. A ja
zostałam sama z jego numerem telefonu w ręku.
***
–
Już jestem! – wykrzyknęłam, zamykając drzwi stopą. Byłam obładowana jak
wielbłąd i złapała mnie kurwica na widok Lucy malującej sobie paznokcie, która
nawet nie ruszyła się z miejsca. – Może mi pomożesz?
Chyba
po warczącym tonie mojego głosu
zrozumiała, że jestem trochę na nią wkurzona. Nie przeszkodziło jej to jednak w
dalszym nanoszeniu lakieru. Lucy była
wysoka i strasznie chuda. Miała rude, kręcone włosy i okulary, zasłaniające
zielone oczy. Oto fotomodelka, a
zarazem moja najlepsza przyjaciółka. Na
zdjęciach nosiła najlepsze ciuchy, ale teraz paradowała w dosyć zniszczonych dresach. Widocznie
dzisiaj nigdzie nie wychodziła. Nawet do przedpokoju, wspomóc biedną koleżankę.
Narzekając
na nią pod nosem, położyłam torby na blacie w kuchni i poszłam zdjąć buty.
Odłożyłam je do szafki i usiadłam na kanapie obok Lucy. Nie podniosła na mnie
wzroku, całkowicie skupiła się na czerwieni barwiącej jej kciuk.
– No
i jak było w sklepie? Wiedziałam, że dasz sobie radę. Rozumiem, że jesteś
domowniczką, ale to się wydawało wręcz niepokojące, że nie wyszłaś z domu przez
tydzień – rzuciła, chwytając pilniczek do paznokci.
– Nie przesadzaj, miałam dużo pracy. Zresztą], już o tym gadałyśmy i wcale nie mam agorafobii.
Ach, no i to jest chyba idealny moment, żeby powiedzieć, że nigdy już nie pójdę
do naszego sklepu. – Wyciągnęłam się i wsłuchałam w lecącą z wieży muzykę. Lucy
puściła płytę Gorillaz, którą dostała ode mnie na Gwiazdkę. To jeden z niewielu prezentów, które mi się udały.
–
Niby dlaczego nie? Ella, nie mów, że znowu muszę cię wywalić na korytarz i
pozamykać drzwi?
–
Wolałabym nie – powiedziałam, machając jej palcem przed nosem. Nareszcie na
mnie spojrzała. – Ja po prostu chcę uniknąć kolejnego spotkania z niesamowicie
irytującym facetem, który dzisiaj śmiał się ze mnie w dziale ze słodyczami.
–
Facet śmiał się z ciebie? Dlaczego? – Zaciekawiłam ją, ponieważ odłożyła pilniczek i
odwróciła się do mnie.
Opowiedziałam
jej całą historię, nie wspominając o wizytówce. Nie zrozumcie mnie źle, ufam
Lucy jak nikomu innemu, ale najprawdopodobniej kazałaby mi zadzwonić do niego,
czego ja za Chiny Ludowe nie chciałam zrobić. Na koniec zagwizdała, po czym roześmiała się.
– Ty
naprawdę jesteś psychiczna! Kto normalny śpiewa muzykę z Piratów? Harry Potter już
lepszy!
Popatrzyłam
na nią jak na niedorozwiniętą. No niesamowita jest. Z całej historii
zapamiętała akurat to!
– Właśnie ci powiedziałam, że powiedział, iż mam duży tyłek, a ty co?
–
Nie on pierwszy i nie ostatni. Przestań się tak bulwersować, jest facetem! Oni
tak mają - gadają rzeczy bez sensu. A twój tyłek nie jest duży – oznajmiła Lu.
Wyłączyła wieżę i sięgnęła po pilota do telewizora. Chwilę później usłyszałam
melodyjkę wiadomości. Westchnęłam.
– Dzieje się coś na tym świecie? – zapytałam zmęczonym
głosem.
– Oj
tak! Nie zgadniesz, kto przyjechał na koncert do naszego miasta!
Musimy, musimy zdobyć bilety! – wykrzyknęła, nagle podekscytowana Hamilton. O
co chodzi?
–
Kto przyjechał? – zapytałam, otwierając oczy i kierując je na ekran telewizora.
Otworzyłam usta ze zdziwienia, kiedy na pasku wiadomości „z ostatniej chwili”
zobaczyłam napis:
Flying Papers już na miejscu. Koncert za
trzy dni!
A
okrzyk „niemożliwe!” wydałam z siebie, widząc Pana Irytującego w otoczeniu
dziennikarzy. Matthew Lane, lider i wokalista grupy rockowej Flying Papers. To
dlatego kojarzyło mi się jego nazwisko!
– Nie wiedziałam, że ich lubisz, ale po twoim
zachowaniu widzę, że jesteś zachwycona! – powiedziała Lucy z uśmiechem na
twarzy.
Zachwycona?
Nie sądzę. Zszokowana? Już prędzej.
–
Lu, to jest ten facet. Ten ze spożywczaka – Wskazałam na Lane’a. Boże, to naprawdę on.
Lucy
patrzyła na zmianę to na mnie, to na telewizor. Jej usta ułożyły się w idealne
„o!”.
– Żartujesz?
Popatrzyłam
na nią smutno. Chyba obraziłam największą gwiazdę naszego pokolenia podczas
zakupów.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała.
---
Witam, witam! Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu ten rozdział.
Od razu mówię - nie będzie to długie opowiadanie. Chyba, że zmienię zdanie, co często robię.
Beta: summon creature
Beta: summon creature
Enjoy!